mide
-Na ten temat nic mi, niestety, nie wiadomo.
-No tak, no tak... Milo spotkac lekarza, ktory nie uwaza sie za zdroj calej madrosci. Moze pan juz odejsc, drogi chlopcze.
Spojrzalem na Neala Divine'a, pograzonego w spokojnym snie, i jeszcze raz na Lonniego, ktory wyraznie nie mogl sie [link widoczny dla zalogowanych]
doczekac, az zostanie sam, i opuscilem kabine.
Mary Stuart siedziala, jak ja zostawilem; podparta na swej laweczce sztywno wyprostowanymi rekami, kurczowym chwytem zacisnietych palcow probowala przeciwdzialac silniejszym teraz dziobowym przechylom "Rozy Poranka". Kolysanie boczne wyraznie natomiast oslablo, z czego wywnioskowalem, ze wiatr nadal zmienia kierunek na polnocny. Spojrzala na mnie duzymi orzechowymi oczami, ktore w jej nieludzko wycienczonej twarzy wydawaly sie wprost nienaturalnie wielkie, po czym odwrocila wzrok.
-Bardzo przepraszam. - Stwierdzilem, ze zaczynam sie tlumaczyc. - Rozmawialem o poezji i teologii z naszym kierownikiem produkcji. - Wrocilem na swoje miejsce w kacie i usiadlem z ulga. - Czy pani go zna?
-Kto nie zna Lonniego? - Sprobowala sie usmiechnac. - Pracowalismy razem przy moim ostatnim filmie. - Znow zdobyla sie na nikly usmiech. - Widzial pan ten film?
-Nie. - Ale slyszalem o nim tyle, ze nadlozylbym piec mil, byle tylko ominac kino, w ktorym go wyswietlano.
-Byl okropny, po prostu okropny. Nie mam pojecia, dlaczego dali mi jeszcze jedna szanse.
-Jest pani bardzo piekna dziewczyna - odparlem. - Piekne dziewczyny nic musza umiec grac, dobra gra zacmiewa urode. A moze jest pani wspaniala aktorka. Skad mam to wiedziec? Ale wracajac do Lonniego...
-A tak. Lonnie byl w naszej ekipie. I pan Gerran, i pan Heissman. - Nie odezwalem sie, wiec ciagnela dalej: - To trzeci film, ktory robimy razem. Trzeci od czasu, kiedy pan Heissman... od kiedy pan Heissman...
-Wiem. Pan Heissman byl dosc dlugo nieobecny.
-Lonnie to taki mily czlowiek. Zawsze sluzy pomoca, ma dobre serce i wedlug mnie jest bardzo madry. Ale bywa dziwny. Wie pan, ze Lonnie lubi sobie pociagnac. Pewnego razu wrocilismy do hotelu po dwunastu godzinach pracy na planie. Wszyscy byli zupelnie wykonczeni, ja tez, wiec zamowilam sobie podwojny dzin. I wtedy Lonnie okropnie sie na mnie zdenerwowal. Niech pan powie, dlaczego?
-Bo bywa dziwny. Wynika z tego, ze go pani lubi?
-A jakze go mozna nie lubic? On lubi wszystkich, wiec wszyscy odplacaja mu tym samym. Nawet pan Gerran go lubi... sa bardzo zaprzyjaznieni. Ale w koncu znaja sie od niepamietnych czasow.
-Nie wiedzialem. Czy Lonnie ma jakas [link widoczny dla zalogowanych]
rodzine? Jest zonaty?
-Nie wiem. Chyba byl. Moze sie rozwiodl. Dlaczego pan o niego wypytuje?
-Bo jestem typowym wscibskim lapiduchem, ktory lubi jak najwiecej wiedziec o swoich obecnych i potencjalnych pacjentach. Teraz na przyklad wiem juz, ze gdyby kiedys trzeba bylo postawic Lonniego na nogi, to na pewno nie dam mu koniaku, gdyz nie odniosloby to najmniejszego skutku.
Usmiechnela sie i zamknela oczy. Rozmowa zakonczona. Wyjalem z kanapy
Post został pochwalony 0 razy
|